Przygody Dobrych Wojaków SFSG na Misji Afganistan
Udział SFSG w Misji Afganistan był w kilku aspektach czymś nowym. Po raz
pierwszy braliśmy udział w tej symulacji, po raz pierwszy wykorzystywaliśmy
grupowy pojazd. Był to również debiut naszego nowego namiotu grupowego.
Wystawiliśmy następujący skład: Fala, Fush, Hasan, Elwo, Dragon, Wojtyła,
Berani. Dołączył do naszej ekipy nasz kolega z Malborka Augustus.
Dzień zero
Dotarliśmy na miejsce w godzinach popołudniowych. Rozbiliśmy namiot na
polu namiotowym. Okazało się, że jest największy w okolicy. W końcu powinno się
w nim zmieścić 10-15 osób.
Należało również przygotować nasz pojazd do planowanych działań. Auto
jeszcze nie miało swojego ostatecznego kształtu, koloru, wyposażenia. Nie
zdążyliśmy ze wszystkim na Misję Afganistan. Postaraliśmy się jednak „ubrać”
pojazd tak by wyglądał bojowo.
Następnie ruszyliśmy w teren. Po raz pierwszy wszyscy (8 osób)
podróżowaliśmy naszym grupowym samochodem po trudnym terenie zlotu. Auto się
sprawdziło. Wróciliśmy wieczorem na pole namiotowe i pełni oczekiwań
położyliśmy się spać.
INTERAKTYWNA MAPA ZLOTU
Dzień pierwszy
Impreza rozpoczęła się apelem w głównej bazie ISAF (Camp Dragon).
Zostaliśmy przydzieleni do 2 kompanii. Mieliśmy stanowić wsparcie QRF dla
kompanii. Początkowo niewiele się działo czekaliśmy na jakieś zadanie. Z nudów
uczestniczyliśmy w utworzeniu „żywego” napisu ISAF.
Check-point
Po jakimś czasie wyruszyliśmy na pieszy patrol. Patrolem dowodził dowódca
kompanii Pepson.
Razem z nami w patrolu uczestniczyło jeszcze ok 4 -5 osób z
naszej kompanii. Dotarliśmy na pobliski check-point, który był trzymany przez
żołnierzy Sojuszu Północnego. Naszym zadaniem było sprawdzanie przejeżdżających
samochodów, kontrola dokumentów i ładunków. Ruch na Check-poincie był bardzo
duży.
W pewnym momencie na punkt podszedł policjant afgański prowadzący pod
bronią skutego kajdankami więźnia. Gdy był już blisko zapór na punkcie
kontrolnym niespodzianie zaatakował strażników. Wartownicy byli jednak bardzo
czujni i unieszkodliwili fałszywego policjanta raniąc go. Po udzieleniu pomocy
medycznej bandyta został odtransportowany do Camp Dragon.
Mieliśmy jeszcze kilka mniej lub bardziej śmiesznych sytuacji z
mieszkańcami Afganistanu. Wszystkie jednak kończyły się obopólnym
porozumieniem. To uśpiło trochę naszą czujność.
Zostaliśmy nagle zaatakowani z pobliskiego lasu. Snajper postrzelił
Hasana.
Dowódca wydał rozkaz medykowi (Dragon) by ten udzielił pomocy medycznej
rannemu. Niestety wróg otoczył nas. Okazało się, że ma znaczną przewagę
liczebną nad nami. Medyk z CONY został ranny jako pierwszy, Dragon zaraz po nim.
Strzały padały tak gęsto, że trudno było znaleźć osłonę. Po chwili cała załoga
Check-pointa była ranna. Zdążyliśmy jeszcze powiadomić Camp Dragon (odległy
jakieś 200 m) o naszej sytuacji, ale QRF nie przybywał. Po paru minutach
zobaczyliśmy jak z Dragona wychodzi pluton żołnierzy i maszeruje w naszym
kierunku. Maszerował, maszerował, maszerował… W tym czasie Talibowie wkroczyli
na punkt kontrolny i rozpoczęli dobijanie rannych. A wsparcie maszerowało,
maszerowało, maszerowało…
W ten sposób ok. 20 osobowa drużyna została wybita co do nogi. Mieliśmy
wrażenie, że Talibów kule się nie imały podczas tego starcia, ale przecież
ogólnie jest wiadome, że oni walczą pod wpływem środków odurzających.
Ochrona Capmp Dragon
Zgodnie z regulaminem zlotu musieliśmy pauzować 1 godzinę. Wykorzystaliśmy
ten czas na posiłek. Po godzinie byliśmy już gotowi do dalszej służby. Mieliśmy
objąć posterunki w Camp Dragon. Obstawialiśmy bramę główną i wieże strażnicze.
Podczas tej służby również kilka razy dochodziło do sympatycznych i czasem
mniej sympatycznych kontaktów z mieszkańcami Afganistanu. Problem polegał na
tym, że nigdy nie wiadomo kto jest kim. W Afganistanie można spotkać cywili,
wojowników Sojuszu Północnego – teoretycznie sprzymierzonego z ISAF-em,
Talibów, których trudno odróżnić od cywili jeżeli właśnie nie atakują żołnierzy
ISAF-u, agentów wywiadu przebranych za cywili, policjantów afgańskich.
Docierały do nas informacje o zamachach na żołnierzy, porwaniach,
kradzieży broni itp. Te wydarzenia miały miejsce w innych camp-ach.
Camp „Mike”
Po zakończeniu służby wartowniczej zostaliśmy przydzieleni do grupy, która
miała za zadanie dotrzeć do Camp „Mike”. Ten fort znajdował się na dalekim
południu naszej prowincji. Prowadziła do niego bardzo niebezpieczna droga zwana
highway-em.
Konwoje które poruszały się tą drogą były notorycznie atakowane
przez Talibów. Na drodze często znajdowano improwizowane ładunki wybuchowe.
Zapowiadała się więc niezła „jazda”
I rzeczywiście podczas naszego przejazdu wielokrotnie byliśmy atakowani.
Kompania
miała na szczęście tylko kilku rannych. Po dwóch godzinach jazdy i walk
dotarliśmy co opuszczonego Camp „Mike”
Zostaliśmy rozlokowani na pagórkach otaczających bazę. Z ukrycia
prowadziliśmy obserwację dróg prowadzących do naszego Camp-u.
Część naszej grupy udała się pojazdem do pobliskiej wioski afgańskiej w
celu uzyskania informacji.
Wrócili po kilkudziesięciu minutach. Cały czas
widzieliśmy wzmożony ruch ni to cywilów, ni to Talibów na highway-u. Jak to w
Afganistanie nikt nic nie wie.
Po paru godzinach obserwacji, już po zmroku dotarła do nas niezrozumiała
informacja. MNamy opuścić Camp „Mike”. Dowódca kompanii wysłał pojazdy bez
osłony ☹ do Camp Dragon, a
piechocie rozkazał maszerować w ciemności. Trzeba dodać, że w Camp „Mike” była
cała 2 kompania, ok. 50 osób. Taki marsz musiał być widoczny i było prawie
pewne, że zostanie zaatakowany przez wroga. Mieliśmy do pokonania ok. 1,5 km.
Drużyna SFSG zamykała pochód. Po kilku minutach dostaliśmy informację, że Camp
„Mike” został zajęty przez Talibów zaraz po naszym wyjściu. Dodatkowo okazało
się, że jeden z żołnierzy z naszej kompanii skręcił nogę i wymagał ewakuacji.
Cała kompania zawróciła do „Mike’a”. Wezwano Medevac po kontuzjowanego
żołnierza. W bazie nie znaleźliśmy nikogo. Nie było tam Talibów. Cała sprawa
była bardzo tajemnicza.
Po ewakuacji rannego wyruszyliśmy w drogę powrotną do Camp Dragon. Po
dotarciu do highway-a zostaliśmy zaatakowani. Ataki się powtarzały, ale noc, co
w sumie było dziwne, osłabiła chęć do wojaczki w szeregach Talibów. Ostatecznie
dotarliśmy do Camp Dragon. Podczas tego marszu zaskoczył nas kolejny rozkaz.
Nakazano nam wszystkim włączyć latarki i sprawdzać teren. Musiało to nieźle
wyglądać gdy sznur ok. 50 osób świecił dookoła drogi. Byliśmy świetnym celem.
Na szczęście udało się dotrzeć do bazy bez strat, Przynajmniej u nas.
Słyszeliśmy później, że podczas marszu ktoś został porwany przez Talibów.
W nocy uczestniczyliśmy jeszcze w małej potyczce przy bramie głównej Camp
Dragon. Po zlikwidowaniu ataku udaliśmy się na spoczynek.
Dzień drugi
Wioska Talibów
Rano po posiłku wyruszyliśmy do Camp Dragon. Okazało się, że nasza
kompania już wyruszyła w teren. Szybko do nich dojechaliśmy.
Dostaliśmy rozkaz
by udać się do wioski, w której wg informacji wywiadu znajdowali się Talibowie.
Nasz konwój był wciąż kąsany przez niewidocznego wroga strzelającego z gęstego
lasu. Podróż trwała i trwała.
Tuż przed samą wioską wpadliśmy w zasadzkę. Po
długiej wymianie ognia nasza drużyna (SFSG) oskrzydliła wroga i zmusiła Talibów
do ucieczki. W zasadzce zginął dowódca kompanii. Postanowiono o zerwaniu
kontaktu i powrocie do Camp Dragon.
Operacja „Ciągnięcie druta”
Byliśmy już trochę zmęczeni taktyką stosowaną przez dowódcę kompanii.
W
oczekiwaniu na jego powrót postanowiliśmy sami poprosić dowództwo o jakąś misję
tylko dla nas. Początkowo mieliśmy zbudować szkołę w okolicznej wiosce, ale
okazało się, że ktoś ukradł materiały budowlane, (Afganistan). Dowódca Campu
przydzielił nam zadanie zastępcze. Mieliśmy rozciągnąć przewód elektryczny, lub
telefoniczny (tego nam nie zdradzili) pomiędzy dwiema wioskami (z północy na
południe). Ochoczo przystąpiliśmy do wykonania zadania. W końcu po to tu
przyjechaliśmy.
Bez problemu dostaliśmy się do wioski znajdującej się w pobliżu granicy z
Pakistanem. (resp Talibów). Skontaktowaliśmy się ze Starszyzną wioski. Nie byli
zachwyceni naszą wizytą. Jeszcze bardziej niepewnie podeszli do naszego
zadania. Wydawało się nam, że słyszymy z pobliskich kalat ładowanie magazynków.
Uratowało nas to, że jedna z osób ze starszyzny zapałała nagłą przyjaźnią do
Fusha. (off game - pochodzili z tego samego miasta) Dzięki temu uniknęliśmy
kontaktu i dostaliśmy zgodę na rozpoczęcie układania przewodu. Mieliśmy do
przebycia ok. 1,2 km przez nieznany teren. Trasa wiodła w okolicach Talibskiej
wioski, gdzie wcześniej wpadliśmy w zasadzkę. Było niebezpiecznie. W pewnym
momencie zauważyliśmy uzbrojony pojazd Talibów, który czegoś wyraźnie
poszukiwał na naszej trasie. Było dla nas jasne, że cel naszej misji został
zdradzony przez, wydawało by się, przyjazną nam wioskę. Ukryliśmy się w lesie.
Pojazd przejechał ok. 7-10 m od nas i na szczęście nas nie zauważył.
Po tym incydencie bez problemów już dotarliśmy do południowej wioski.
Zostaliśmy tam bardzo miło przyjęci. Poczęstowano nas herbatą i ciastkami.
Starszyzna oprowadziła nas po wiosce. Złożyliśmy datek na budowę meczetu i
poznaliśmy kandydata wioski na nowego prezydenta Afganistanu.
Przy wyjściu
wieśniacy poprosili nas o jeszcze jedną przysługę. Poinformowali nas, że kończy
im się woda – i to było off game. Oni naprawdę już prawie nie mieli wody.
Organizator imprezy obiecał dostawę, ale woda do wioski nie dotarła.
Postanowiliśmy pomóc naszym nowym przyjaciołom. Wróciliśmy do Camp Dragon,
zameldowaliśmy o „przeciągnięciu druta” i poinformowaliśmy o problemie z wodą.
Dowództwo zgodziło się, żebyśmy wyruszyli z misją ratunkową. Udaliśmy się po
zapasy wody i wyruszyliśmy doi naszej wioski.
Misja humanitarna
To było naprawdę wielkie zdumienie i zaskoczenie gdy po godzinie od
naszego wyjazdu wróciliśmy z zapasami. Mieszkańcy wioski nie mogli uwierzyć, bo
okazało się, że byliśmy pierwszym oddziałem ISAF, który zrobił to co obiecał.
(Jak oni nas mają tu lubić) ☹ Starszyzna okazała nam dużą
wdzięczność i zapraszała do kolejnych wizyt. Otrzymaliśmy również ostrzeżenie, że
podczas ogłoszenia wyników wyborów prezydenckich na bazarze może być zamach.
Mieszkańcy odradzali nam udział w tym wydarzeniu.
My jednak byliśmy na służbie i musieliśmy przekazać tą informację
dowództwu. Po drodze do Camp Dragon spotkaliśmy naszą kompanię, która udawała
się na bazar.
Przekazaliśmy informację o planowanym zamachu i wyruszyliśmy w
ślad za CONĄ. W wyniku naszego rajdu na Bazar udało się zlikwidować grupę
Talibów przygotowującą się do ataku na Bazar. Było przy tym trochę zamieszania,
bo podobno CONA wjechała na teren wroga z terenu OFF-GAME. My weszliśmy zgodnie
z zasadami i nie mieliśmy żadnych kłopotów. Ostatecznie wyjechaliśmy z Bazaru
bezpiecznie. Później dowiedzieliśmy się, że zamach jednak miał miejsce i
zginęło w nim wielu żołnierzy ISAF-u. Okazało się, ze organizatorami zamach
byli Talibowie z naszej wioski. Oni po prostu pozwolili nam wyjechać
bezpiecznie z bazaru.
Bitwa o Rafinerię
Ponieważ nasza kompania gdzieś przepadła, postanowiliśmy poszukać
przydziału na własną rękę. Udzieliliśmy wsparcia drużynom, które patrolowały
okolicę Camp Dragon i pobliskiej wioski. Z naszym pojazdem poprowadziliśmy
szturm na ukrywających się w Talibów. Nagle dostaliśmy informację o ataku
Talibów na pobliską rafinerię.
Na pełnym „gazie” wyruszyliśmy na wroga, teren
był naprawdę trudny. Wróg miotał ładunki wybuchowe za pomocą katapult. Całe
pole było pod ostrzałem.
Nasz medyk udzielił wsparcia rannym z kilku jednostek
uczestniczących w walce. Nagle zostaliśmy ostrzelani przez snajpera który skrył
się w lesie na naszych „plecach”. Właściwie to strzelał zza trupów wychodzących
z pola walki. Kilku naszych zostało rannych. Medyk ogarnął prawie wszystkich.
Poległ Fala i Elwo. Walki były intensywne i „krwawe”. Ostatecznie rafineria
została obroniona.
Po obronie rafinerii udaliśmy się do Camp Dragon, gdzie nasz medyk mógł
udzielić nam – rannym pomocy.
Wysiedliśmy, zakrwawieni, brudni od potu, ziemi i
krwi. Przed chwilą widzieliśmy śmierć naszych dwóch kolegów, z otwartych drzwi
wysypywały się łuski. Byliśmy zmordowani, a tu nagle… podchodzi do nas
czyściutki żandarm i zwraca nam uwagę, ze nie wypięliśmy magazynków z broni, a
takie zasady przecież panują w Camp Dragon. Mało go nie roznieśliśmy. Ciekawe
ile TIC-ów on przeżył?
Wioska Talibów po raz drugi
Po godzinie byliśmy już w komplecie, wyruszyliśmy po raz kolejny w konwoju
do Talibskiej wioski, o którą już wcześniej bezskutecznie walczyliśmy.
Tym
razem udało się wjechać. Zdesantowaliśmy się i po chwili jeden z żołnierzy
wszedł na IAD ukryte przy głównej drodze w wiosce. Było ok. 10 rannych i
zabitych. Medyk poskładał rannych. W tym, czasie pojazdy bez osłony wjechały do
centrum wioski. My osłanialiśmy flanki. Udało się nam wyeliminować snajpera
strzelającego z lasu. Niestety nasz pojazd został wysadzony granatem. Kilku
kolegów poległo. Wycofaliśmy się już jako trupy z wioski. Podczas obowiązkowej
pauzy dostaliśmy informację od organizatorów o wcześniejszym zakończeniu
imprezy.
Wzięliśmy udział w oficjalnym zakończeniu zlotu i rozdaniu nagród. Trwało
to chyba trochę za długo i pod koniec nikt już chyba nie był za bardzo
zainteresowany.
Cieszymy się, że byliśmy na tej imprezie. Wreszcie mogliśmy
skonfrontować opowieści z rzeczywistością. Zawiedliśmy się trochę dowodzeniem w
naszej kompanii, ale może to nie jest miejsce na taką krytykę. Wydaje się nam,
ze powinniśmy uczestniczyć w tym zlocie w innej roli, może jako Talibowie, może
jako właściwy QRF. Bardzo nam się podobały zadania dodatkowe, np. ciągnięcie
druta . Jeszcze do końca nie wiemy
gdzie chcielibyśmy być w przyszłym roku, ale na pewno będziemy chcieli wziąć
udział w następnej edycji.
Dziękujemy wszystkim autorom zdjęć, które wykorzystaliśmy w naszej relacji.
Album Misja Afganistan 2017
Album ASG FOTO Vol.1
Album ASG FOTO Vol.2
Album ASG FOTO Vol.3
"Ekipa pokazała naprawdę wysoki poziom zgrania i jak patrzyłem na to
w jaki sposób działamy (osłona, sektory, przemieszczanie się, ogar), to byłem
dumny i naprawdę cieszyło mnie to" cyt. Hasan
"Oczekiwałem właśnie zadań stabilizacyjnych: dowiezienie wody,
rozwiązywanie problemów wiosek, patrolowanie okolic czy właśnie budowanie
szkoły czy rozstawianie linii tel albo pilnowanie checkpointów (z roszadami
oczywiście)." cyt. Elwo
"Plusy:
1. Fush i jego maszyna - uratowała nam imprezę. Stylizacja była i zazdrość
na twarzach mijanych piechurów też.
2. Klimat imprezy - może nie non stop, ale były mocne momenty. MA to
jednak coś innego niż konflikt symetryczny a'la ASGARD.
3. Pogoda" cyt. Wojtyła
Berani (SFSG)