31 lipca 2016

COMBAT ALERT 2016 8-10.07.2016


Nasza tegoroczna przygoda z Combat Alert zaczęła się już w marcu. Fala i Felek odwiedzili CSWL w Bemowie Piskim(jedyne 530km w jedną stronę, no ale uwielbiamy polskie drogi i nigdy nie odmawiamy okazji, żeby z nich korzystać) na szkolenia dla dowódców Kompani Zachód.
Zostaliśmy zakwaterowani w koszarach WP w piątek wieczorem, całą sobotę, do późnych godzin wieczornych, spędziliśmy na szkoleniach i wykładach.

Całość nie była zbyt treściwa merytorycznie, ale nie taki był główny cel. Organizator chciał nam zaprezentować czym dysponuje obecnie WP, jak się szkoli, ale przede wszystkim jaki potencjał ma poligon, na którym odbędzie się impreza. Przy okazji poznaliśmy osobiście przedstawicieli innych grup, z którymi mieliśmy współpracować na głównej imprezie.

W lipcu kolejny raz 530km na poligon w Orzyszu. Zawitaliśmy tam w 8 osobowym składzie.
Okazało się , że przyjdzie nam wykonywać ulubione zadanie Polaków – walkę z przewyższającymi siłami wroga.
Jako, że organizator nie ingerował w zapisy do stron konfliktu skończyło się do totalnym niebalansowaniem. Nasi przeciwnicy mieli po swojej stronie prawie 150 luf więcej. Nasza strona dysponowała jedną styraną Nysą, przeciwnicy mieli kilkanaście Honkerów z wieżyczkami, Humvi i innych jeżdżąco-strzelających pojazdów. Dodatkowo każda ze stron została wyposażona przez wojsko kilkoma Starami, BWP’ami i czołgami. Smaczku dodawał helikopter ze strzelcem pokładowm, który walczył naprzemiennie dla obu stron. Sumując to wszystko, liczba pojazdów była naprawdę imponująca.
Pierwszym naszym zadaniem(działaliśmy jako oddział SF) było utrzymanie schronu P6 od 20:00 do 2:00 w nocy.

Zarośnięta konstrukcja  otoczona z 3 stron lasem, w nocy, dawała nam wymarzone warunki do działania. Początkowo broniliśmy się ze środka i najbliższej okolicy punktu. Później TF, który dostał to zadanie razem z nami zostawiliśmy w schronie, przenieśliśmy się do lasu. Stamtąd prowadziliśmy działania zaczepne rozbijając zaskoczone grupy przeciwnika zaraz po desancie z pojazdów.
Noc to zdecydowanie nasz żywioł, co przeciwnik mocno odczuł. Sztab przeciwnej strony mógł tylko bezowocnie wysyłać kolejne transporty ludzi na naszą pozycję…a my bawiliśmy się miodnie.
O godz 6:00 punkt nadal się trzymał, dostaliśmy zmienników i zostaliśmy przesunięci do innych zadań.
Później przyszło nam jeszcze raz samotnie bronić tego punktu.

W ciągu dnia braliśmy udział w licznych atakach na punkty przeciwnika. Niestety dysproporcja sił i środków powodowała, że broniący zawsze byli w przewadze liczebnej. Często desantując się z pojazdu w okolicy punktu, który mieliśmy atakować, na naszych plecach desantował się już QRF przeciwnika.
Ilość zaangażowanych przez organizatora środków powodowała, że kontakty, które mieliśmy były często wręcz epickie. Szarża przez łąkę z helikopterem na głową, osłoną BWP’ów i czołgów daje niezapomniane wspomnienia.
Pokazaliśmy RW, że mały oddział też może boleśnie ukłuć. Podczas jednego z ataków,  szóstce z nas udało się wedrzeć do punktu zajętego przez przeciwnika, zająć stojący tam wagon kolejowy i zlikwidować BWP’a, Honkera i kilkudziesięciu przeciwników. Powstrzymał nas tylko brak amunicji. Cichym bohaterem całej akcji został Hasan - odrzucił odpalony granat, który wpadł do środka wagonu.

Czy opłacało się wydać kilka stów na bilet, jechać w jedną stronę ponad 500km?
Zdecydowanie TAK. Oprócz braku zbilansowania stron, organizatorom nie można nić zarzucić. Wszystko działało jak powinno. Wszystko złożyło się dla nas w godziny soczystych kontaktów w świetnej scenerii i zajebistą oprawą techniczną
Dodam, że do dzisiaj nie możemy policzyć ile amunicji zużyliśmy. Jedno jest pewne, każdy z karabinów wsparcia, które mieliśmy wystrzelił ponad 8 tysięcy sztuk.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz