No i stało się – pierwsze oficjalne spotkanie grupy za nami.
Pogoda wręcz idealna. Zimno w cholerę i słońce razi w zaspane oczęta. Znak, że jednak trzeba się w końcu obudzić.
Po drodze zabieram jeszcze naszą nową koleżankę Paulinę i pędzimy jak najszybciej się da do Złotnik.
Na nasze kameralne spotkanie fort nadaje się idealnie. Wysadzone w powietrze betonowe głazy pokryły się złotymi liśćmi. Do tego słońce w końcu przestało mi napierdzielać po oczach i mogłem zobaczyć jaki mamy piękny dzień. Klimacik ekstra.
Trzy rozgrzewkowe rozgrywki pokazały co to znaczy zgranie i dynamika w przemieszczaniu. Pod nieobecność Felka to Bosman miał tą niewątpliwą przyjemność pokazać innym jak to jest wyciąć cały oddział w pień i nawet się nie zmęczyć. Dynamika, ruch, zgranie. To jednak podstawa szybkich scenariuszy.
I tu pauza, bo nadszedł kolejny punkt (a w zasadzie gwóźdź) programu – zjazd na linie.
Z niekrytą obawą o własne zdrowie wysłuchaliśmy krótkiego szkolenia pokazującego jak bezpiecznie zjechać na linie kilka metrów w dół i nie zginąć. Potem tylko pokaz w wykonaniu Bosmana i Fusha i już można było spróbować samemu. I…
… MASAKRA, ALE TA ZABAWA DAJE FRAJDY!
Owszem – było kilka mniej lub bardziej udanych prób. Kilka potknięć, kilka początkowych problemów z obsługą sprzętu i opanowaniem własnego strachu. Ale potem to już było miodzio. Każdy mógł (początkowo z asekuracją, potem samodzielnie) zjechać, a w zasadzie zejść bezpiecznie z kilkumetrowej ściany. I chyba nie było wśród nas jednej osoby, której by się ta zabawa nie spodobała. A mi spodobała się na pewno!
Potem już tylko kilka ostatnich lansiarskich fotek i powrót do domu na w pełni zasłużony ciepły obiad.
Dzięki wszystkim za świetną zabawę!
Autor: Antek