31 sierpnia 2016

NOCNY SPŁYW PIŁAWĄ  26-27.08.2016


Pomysł na nocny spływ pojawił się nagle i wydawał się na tyle atrakcyjny, że klika dni później siedzieliśmy już w kajakach (Fala, Felek i Elwo). Nikt z nas nie płynął jak dotąd po zmierzchu. Kryteria wyboru rzeki były proste: ma być na tyle blisko, żeby można się tam w miarę szybko dostać w piątek po pracy, ma biec jak najdłużej przez las czyli jak najmniej betonu, pól i łąk, a odcinek nie krótszy niż 5-6 godzin. Szybkie spojrzenie na Google Maps i mieliśmy już idealną kandydatkę: Piława na odcinku Nadarzyce - Szwecja. Pogoda zapowiadała się nieźle.
Nadszedł piątek i około godziny 21.00, po krótkiej podróży, zrzucaliśmy kajaki na brzeg. Szybkie żarcie i w drogę. Pierwsze kilkaset metrów okazało się trudne. Twarz oblepiały nam całe chmary owadów ciągnące do naszych czołówek, za nic mając litry DEET, które na siebie wylaliśmy. Na domiar złego widoczność ograniczona była przez mgłę do zaledwie kilku metrów, a czekało nas ponad 20 km. Problem robali rozwiązaliśmy szybko mocując światła na kajakach z dala od naszych głów. Mgła natomiast ustąpiła na krótko po wypłynięciu z Nadarzyc. Przed nami majaczył już las. Niebo było czyste, temperatura nieco poniżej 20 stopni. Robale odpuściły już prawie całkowicie. Warunki były idealne. Z głębi lasu dało się słyszeć ryki jeleni. Dawno, dawno temu, kiedy po raz pierwszy usłyszałem w ciemnym lesie ryczące nieopodal jelenie, omal nie skończyło się to dla mnie zmianą gaci. Teraz stanowiły dodatkowy element świetnego klimatu. Tempo mieliśmy mocno rekreacyjne. Nieśpiesznie chłonęliśmy atmosferę miejsca. Piława nocą okazała się strzałem w dziesiątkę. Rzeka w większości tego odcinka wije się przez piękny i zróżnicowany las. Nie licząc mostu w Nadarzycach, pod którym nie dało się przepłynąć ze względu na zbyt wysoki stan wody, przenosek nie było, a wszelkie przeszkody udawało się pokonać wodą. Około godziny 1.00 zdecydowaliśmy się zatrzymać na nocleg bo byliśmy już mniej więcej w 3/4 drogi, a otwartych miejsc zdatnych do przybicia nie ma tam zbyt wiele. Małe ognicho i o 3.00 już zasypialiśmy. Cztery godziny później byliśmy znowu w drodze. Rzeka o poranku to znowu świetny klimat i znowu o wiele lepszy niż za dnia. Ok 9.00 wyciągaliśmy kajaki na brzeg i ruszaliśmy w drogę powrotną.
Nocny spływ to niesamowita sprawa i gdyby nie ciągły brak czasu to pewnie możnaby nas spotykać co weekend po zmierzchu gdzieś na rzekach. W planach mamy już kolejne szybkie wyprawy, również zimą.

Zdjęcia kompletnie nie oddają klimatu bo były robione wyjątkowo kiepskim aparatem.